Film "Sully", to historia pilota który wylądował uszkodzonym samolotem pasażerskim na rzece Hudson. Polecam wszystkim ten film, choć niestety trochę muszę zdradzić jego treść... ;)
Pilota, pomimo nieprawdopodobnego wyczynu i uratowania ponad 155 osób, chcą oskarżyć o spowodowanie zagrożenia dla życia ludzi... Stwierdza to Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu USA. Dlaczego? Ponieważ symulatory (Symulator lotu – jest to urządzenie lub program komputerowy symulujący zachowanie statku powietrznego w locie) pokazują, że samolot, pomimo uszkodzonych dwóch silników, spokojnie doleciałby do 2 pobliskich lotnisk.
W czasie pokazu, piloci siedzący w symulatorze, po sygnale o awarii silników, momentalnie spokojnie zawracają na lotnisko, co potwierdza opinię krytyków. Główny bohater stwierdza jednak, że w tym pokazie zapomniano o najistotniejszym, o człowieku, który wtedy kieruje uszkodzoną maszyną. Piloci w symulatorze nie okazywali emocji, nie było widać tysiąca myśli jakie wtedy ma w głowie pilot. W takich momentach sekundy upływają z szybkością ponaddźwiękową, a przecież trzeba starać się dobrze wykonać, na taką okoliczność, wszystkie procedury i podjąć decyzję, która da zwycięstwo... Gdy do symulatora dodano sekundy, które faktycznie potrzebował pilot na decyzję, okazało się, że wodowanie maszyny było jedyną słuszną. Gdyby samolot chciał wrócić na lotnisko, rozbiłby się...
Pilot podjął decyzję, która wydawała mu się w danym momencie słuszną, choć przecież nie wiedział czy przyniesie sukces.
Dlaczego opisałem tą sytuację w blogu o sporcie, a nie lotnictwie... Już wyjaśniam.
Trudno porównywać wydarzenie, które mogło zakończyć się tragedią, do porażki w meczu koszykówki. Czy krytyki bohatera filmu do krytyki trenera. Czy w ogóle pracy pilota samolotu, do prowadzącego zespół trenera.
Ale miałem takie skojarzenie po przeczytaniu krytyki na temat porażki trenera w meczu koszykówki. Krytyki gdy nie było się na miejscu krytykowanego...
Oceniać jest zawsze łatwo, bo po fakcie. Oskarżający pilota przedstawili fakty (symulator) które pokazał ich rację, wynik końcowy meczu (porażka) to również bezdyskusyjny fakt. Ale w obu wypadkach trzeba pamiętać o czynniku ludzkim, o tym co się działo w głowach tych ludzi, ile mieli czasu na decyzję, czym się kierowali podejmując właśnie taką, a nie inną i czy byli kiedyś już w takiej sytuacji czyli mieli doświadczenie.
W krytyce trenera chodziło o to, że nie zostawił sobie czasu (przerwy na żądanie) na ostatnie sekundy meczu, a wtedy jego zespół grał bardzo źle i przegrał. Autor domniemuje, że gdyby ten czas miał, gra potoczyłaby się zupełnie inaczej.
" w ostatniej minucie mógł tylko bezradnie patrzeć na to, jak rywale uciekają, bo nie zostawił sobie żadnej przerwy na żądanie." czyli czytając inaczej, trener słaby i się nie zna na swoim fachu.
Taka opinia, to przecież wróżenie z fusów. Ewidentne uproszczenie. Co by było gdyby, to nie jest konstruktywna krytyka. Zakładając nawet, że obowiązuje ogólna trenerska zasada, pozostawienia sobie przerwy na żądanie na końcowe sekundy meczu. Ale to tylko teoria, niedająca żadnej gwarancji na zwycięstwo. Potwierdza to zresztą sam autor:
"Czas wzięty przy prowadzeniu różnicą trzech punktów nie tylko był przedwczesny, ale również nie dał efektów " Skąd więc wiedza, że czas późniejszy dałby te efekty?
W meczu przegranym przez zespół w/w trenera była następująca sytuacja:
mecz na swoim boisku, 3 min. do końca, prowadzenie 8 pkt. i 1 czas w zapasie...
Wydawało się, że wszystko jest pod całkowitą kontrolą...
Ale nagle w ciągu niecałej minuty zespół, traci 5 pkt. Zostały 2 min. prowadzenie 3 pkt. i w głowie zaczyna się... "siekanie kapusty przez chmarę chińczyków"... brać czas i przerwać serię czy poczekać... Decyzja musi być podjęta w ułamku sekundy, a..."chińczycy" nie przestają :) ..., trener decyduje się na przerwę...
Jestem w 100% pewnym, że w tym momencie uważał ją za słuszną, myślał, że dzięki niej, jego zespół po udanej kolejnej akcji, znów zwiększy prowadzenie. Rozrysował, co trzeba zagrać i niestety zawodnicy zagrali jeszcze gorzej..., robiąc straty i nie trafiając rzutów wolnych, co przy super skutecznej w tym fragmencie grze przeciwnika (4/4 za 3 pkt.) przełożyło się na porażkę. Winny oczywiście trener i ten nieszczęsny czas... przecież jakby go miał i wziął, to przeciwnik przestałby trafiać, a jego podopieczni nie zrobiliby strat i zapewne wygrali mecz...
To jest opinia człowieka znającego się na koszykówce ?
Dla mnie to opinia zupełnie niefachowa i krzywdząca trenera.
Do tego dawanie tego za przykład , w ocenie jego umiejętności trenerskich, to już zupełna przesada.
Ktoś napisał w recenzji filmu: " reżyser demaskuje w ludziach wadę wrodzoną, która każe obalać innych, szukając dziury w całym. Jakby cudze postępowanie, zagrażało ich własnej samoocenie, podając w wątpliwość swoje cnoty..."
Warto oceniając kogoś, w momencie podejmowania przez niego jakiś decyzji, wcielić się w jego skórę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz